- Szczegóły
-
Opublikowano: wtorek, 23, styczeń 2018 12:38
W ostatnich dniach listopada i pierwszych dniach grudnia 2017 roku w sejmie przedstawiono pomysł, by pod pretekstem „walki z pieniactwem” zwiększyć wysokość opłat sądowych. Niektóre spośród stawek miały zostać powiększone nawet kilkukrotnie, jak np. wzrost z 600 zł za złożenie pozwu rozwodowego do 2000 zł. Deklaracje takie wzbudziły powszechne oburzenie, przez co w chwili obecnej odpowiedzialni za całe zamieszanie zaczęli wycofywać się z proponowanych przez siebie zmian. Całe to zamieszanie uświadamia jednak jeden zasadniczy problem – czy obecne sądy są rzeczywiście zbyt tanie, przez co prowokują pieniaczy do masowego składania pism procesowych?
Jak już wielokrotnie wskazywałem na łamach tej strony – polskie sądownictwo boryka się z wieloma problemami. Największym z nich są niebotycznie długie terminu oczekiwania na rozstrzygnięcie spraw. Zwracając się do sądu rejonowego z nawet najprostszą sprawą o zapłatę prowadzoną w trybie postępowania upominawczego (czyli takiego, które odbywa się bez konieczności obecności którejkolwiek ze stron w sądzie) niejednokrotnie jesteśmy zmuszeni odczekać okres jednego roku licząc od momentu wniesienia pozwu do chwili zakończenia postępowania. Jest to o tyle problematyczne, że uwzględniając nakład pracy oraz terminy, jakie należy odczekać zgodnie z ustawą, sprawa taka mogłaby trafić do egzekucji już po niecałym miesiącu od chwili wniesienia.
Jeżeli natomiast mówimy o innych sprawach, które jednak wymagają przeprowadzenia pełnej rozprawy, to w przypadku niezakończenia takowej na pierwszym terminie, kolejny zostaje zwykle wyznaczony najszybciej po kilku miesiącach.
Wszystkie te problemy wynikają z niedostatecznej ilości rąk do pracy, albo, gdy spojrzeć na to z drugiej strony, z nadmiernej ilości wpływających spraw.
W samym problemie tkwi jednak wskazówka prowadząca do jego rozwiązania – skoro została zachwiana proporcja ilość spraw/ilość sędziów, to można ograniczyć ilość wpływających spraw lub zatrudnić nowe osoby do orzekania. W obu przypadkach jednak łatwiej powiedzieć, niż zrobić.
Zatrudnienie nowych sędziów jest problematyczne, gdyż wcześniej trzeba by ich jeszcze wykształcić. Wprowadzanie reform skłaniających większą ilość osób do wykonywania tej profesji jest jednak ryzykowne, gdyż przy obecnej sytuacji politycznej nie sposób przewidzieć, czy np. za kilka lat ktoś nie zmniejszy ponownie ilości pracowników urzędujących w sądach, przez co nowo wykształceni juryści pozostaną bez pracy.
Kolejnym sposobem byłoby podwyższenie progu opłat koniecznych do wniesienia pozwu (jak planowano to uczynić). W ten sposób osoby wnoszące sprawy byłyby, przynajmniej w teorii, bardziej skłonne do przemyślenia swojej decyzji, gdyż musiałby uwzględnić ekonomiczność dochodzenia roszczeń. W tej koncepcji jest jednak kilka błędnych założeń.
Uważam, że podwyższenie opłat od pism wszczynających postępowanie nie przyniosłoby oczekiwanego rezultatu z następujących przyczyn:
1) Osoby wnoszące sprawę do sądu (przynajmniej, jeżeli mówimy o sprawach toczących się o relatywnie niewielkie sumy pieniężne) są przekonane o swojej racji. Jeżeli wiedzą również, że koszty, które wstępnie uiściły, zostaną im po pewnym czasie zwrócone, zakładają, że sprawa nie będzie ich ostatecznie nic kosztować.
2) Osoby wnoszące sprawę do sądu nie mają często świadomości, z jakimi innymi kosztami może wiązać się jeszcze postępowania (np. zaliczki na biegłych, koszty pomocy prawnej z której korzysta przeciwnik), nie są więc w stanie precyzyjnie określić ewentualnych wydatków.
Co więcej – wprowadzenie wyższych opłat utrudniłoby też dochodzenie naprawdę niskich kwot. Ciężko bowiem oczekiwać np. o polskiego emeryta, by chcąc dochodzić kwoty 500 zł był w stanie wyłożyć np. kolejne 200 zł, i to wciąż bez gwarancji wygranej.
Czy więc nie ma z tej całej sytuacji jakiegoś sensownego wyjścia? W mojej ocenie rozwiązanie istnieje. Niestety, z tego co mi wiadomo, nikt nie stara się go jeszcze wcielić w życie.
Problemem, z którym boryka się polskie prawo jest równorzędne traktowanie wszystkich spraw. Nieważne, czy przed obliczem sądu dochodzimy kwoty 100 zł czy 100.000 zł – obowiązuje nas dokładnie taka sama procedura. Co więcej, jeżeli obie sprawy są podobnego rodzaju, to ilość składanych dokumentów jak i czas, przez jaki sprawa będzie się toczyć, przynajmniej w teorii, będą podobne.
Faktem jest, że istnieją uproszczone procedury dla rozpatrywania spraw o kwoty nie przekraczające 20.000,- zł, niemniej jednak przyspieszają one postepowanie jedynie do momentu, w którym przeciwnik procesowy nie podejmuje walki.
Problem ten jest bardzo powszechny. Jeżeli przyjrzymy się wywieszanym wokandom, okaże się, że tylko niewielki procent dotyczy spraw o wartości przekraczającej 10.000 zł. Lwia część toczy się natomiast o kwoty nie przekraczające kilku tysięcy, a kwoty nieprzekraczające 1000 zł wcale nie są rzadkością.
Należałoby więc zdjąć z barków sędziów sprawy błahe, szczególnie toczące się o rażąco niskie kwoty.
Czy więc rozwiązaniem byłoby wprowadzenie mechanizmów zniechęcających do wnoszenia takich spraw? Zdecydowanie nie. Każdy powinien mieć możliwość realizowania swoich praw przed sądem – nieważne, czy są to sprawy o 100 zł czy o kwoty sześciocyfrowe. Musimy jednak mieć na względzie okoliczność, że poświęcanie takiej samej ilości czasu sprawą błahym jest nieporozumieniem sprzecznym z intuicją. Jeżeli kupujemy bochenek chleba, na dokonanie wyboru poświęcamy maksymalnie kilka sekund/ Gdy decydujemy się na zakup mieszkania – często kilka miesięcy monitorujemy ceny nieruchomości w interesującym nas rejonie. Wynika to z prostych zasad ekonomii, wskazujących, że nakład pracy w odniesieniu do wydatku kwoty wyższej powinien być większy niż w przypadku niewielkich sum.
By zmniejszyć obciążenie sądów należałoby więc zmienić procedury w przypadku spraw toczących się o najniższe sumy. Zmiany mogłyby przybrać kilka wariantów. Niemniej cechami skutecznego rozwiązania byłyby:
- oddelegowanie do rozpatrywania spraw osób innych niż sędziowie orzekający.
- rozpatrywanie tego typu sporów bez udziału stron (całkowita pisemność postępowania)
bądź
- merytoryczne rozpatrzenie sprawy wraz z wydaniem wyroku na pojedynczym posiedzeniu.
Rozwiązania takie byłyby znacznie szybsze, chociaż zdaję sobie również sprawę z kłopotów z nim związanych.
Przede wszystkim, prawidłowe wprowadzenie modyfikacji wymagałoby zmian dokonanych w wielu ustawach, a być może także zmiany samej konstytucji.
Poza powyższym – przyspieszenie postępowania byłoby związane z większą ilością spraw rozpatrzonych w sposób wadliwy, gdyż nie każdą sprawę toczącą się o małe sumy można zakończyć prawidłowo w ciągu jednego dnia.
Niemniej jednak, zmiany w polskim prawie są w tym względzie niezbędne a ich odkładanie w czasie będzie prowadziło jedynie do coraz dłuższego czasu rozpatrywania wnoszonych do sądu roszczeń.