- Szczegóły
-
Opublikowano: poniedziałek, 22, styczeń 2018 17:46
Polski system prawny, choć nie tak straszny, jak starają się go rysować niektóre media, nie jest w żadnym razie doskonały. Chociaż w przypadku większości spraw dochodzenie swoich roszczeń nie stanowi większego problemu, to jednak istnieją przypadki, w których nawet racja po naszej stronie nie uzasadnia wniesienia pozwu, gdyż może to wywołać więcej problemów niż korzyści. Poniżej dzielę się moimi przemyśleniami na ten temat.
Niewielka wysokość dochodzonej kwoty
Pierwszym, najbardziej typowym przypadkiem, który niemal uniemożliwia dochodzenie roszczenia (albo, bardziej precyzyjnie – sprawia, że dochodzenie naszych praw jest niecelowe) jest niewielka wysokość dochodzonej kwoty.
Przypadek ten jest o tyle dotkliwy, że występuje bardzo często. Ktoś pożyczył 500 zł i nie zamierza ich oddać. Ktoś wybił szybę w domu sąsiada i nie poczuwa się do odpowiedzialności. Inny znowuż nie wywiązał się z zapłaty kilkuset złotych za wykonanie prac w warsztacie mechanicznym.
Wszystkie te przypadki mają wspólny mianownik – dotyczą tak niewielkich (relatywnie) sum, że ich dochodzenie jest niemal nieopłacalne. Przyjrzyjmy się jednak typowemu przykładowi dochodzenia kwoty 1000 zł (uwzględniając ilość czasu, jaki trzeba na to poświęcić) by zrozumieć, czemu działania takie mijają się z celem.
- Sporządzenie wezwania do zapłaty i jego wystosowanie - 1h.
- Sporządzenie i wysłanie pozwu - 4h.
- Sporządzenie odpowiedzi na sprzeciw od nakazu zapłaty i jego wysłanie -2h.
- Stawienie się na 2 rozprawy wraz z dojazdami – 6h.
- Sporządzenie i wysłanie do komornika wniosku o wszczęcie egzekucji - 2h.
- Dalsza korespondencja z komornikiem - 1h.
Przybrane tu dane mają charakter przybliżony, niemniej jednak dobrze przedstawiają omawianą sytuację. Dodajmy, że przy odrobinie szczęścia powyższą procedurę zamkniemy w jakieś 12-16 miesięcy.
Tym samym, przy pomyślnym wyniku sprawy, zarobimy (a w zasadzie odzyskamy) w przeciągu trochę ponad roku sumę 1000 zł w tempie nieco ponad 60 zł za godzinę. Będzie się to wiązało z kilkukrotną koniecznością niestawienia się w pracy celem udania się na rozprawę oraz rezygnacją z naszych planów na kilka wieczorów celem sporządzania pism.
Część osób może poczuć się zbulwersowana tym wyliczeniem. „60 zł za godzinę to mało?! Chyba dla prawnika!”. No… otóż to…
O ile samodzielne dochodzenie takiej kwoty może mieć jeszcze sens, o tyle przepisy uniemożliwiają w zasadzie skorzystanie z pomocy pełnomocnika procesowego przy takiej kategorii spraw.
Podejmując się dochodzenia kwoty samodzielnie ryzykujemy popełnieniem błędów, które mogą uniemożliwić nam odzyskanie dochodzonej sumy. Jednocześnie – znalezienie prawnika, który podjąłby się prowadzenia takiej sprawy nawet, gdyby wynagrodzenie było ustalone w wysokości całości dochodzonej kwoty, graniczy niemal z cudem, gdyż plasowałoby się ono znaczniej poniżej przeciętnej stawiki godzinowej panującej w tej profesji.
Tym samym, walcząc o małą kwotę znajdujemy się między młotem a kowadłem – dochodzenie należności samemu może być celowe, ale nieskuteczne. Dochodzenie przy pomocy profesjonalisty może być skuteczne, ale niecelowe…
Sprawy z zakresu prawa pracy
Prawo pracy jest dość specyficzna gałęzią prawa cywilnego, która rządzi się własnymi zasadami.
Jedna z najbardziej podstawowych reguł stanowi, że mimo, iż prawo pracy chroni przez cały okres obowiązywania stosunku pracy, to w istocie pracownik może dochodzić swoich uprawnień dopiero po zakończeniu stosunku pracy.
Nawet, jeżeli prawa pracownika zostały naruszone jeszcze, gdy łączyła go z pracodawcą umowa, to jakiekolwiek działania zmierzające do wyegzekwowania stanu zgodnego z prawem będą wiązały się z nieprzyjemnymi konsekwencjami, np. utratą pracy.
Przykładowo – pracodawca zalega z wypłatą pensji. Zgodnie z prawem po stronie pracowniczej jest roszczenie o wypłacenie takiej kwoty. Jeżeli jednak pracownik wystąpi na drogę sądową, to nic nie będzie go chronić przed wypowiedzeniem umowy o pracę. Tym samym, dochodzenie swoich uprawnień w czasie trwania stosunku pracy zwykle bywa niecelowe.
Sprawy rodzinne
Szeroko pojęta definicja prawa rodzinnego obejmuje swoim zasięgiem zarówno sprawy związane z unormowaniem stosunków rodziców z dziećmi (kontakty, alimenty) jak również między małżonkami (np. rozwody).
Opierając się na własnym doświadczeniu polecam za wszelką cenę dążyć do ugodowego załatwiania tego typu spraw, bez udziału sądów (oczywiście, na tyle, na ile jest to możliwe).
Problem w tym przypadku tkwi w emocjach, które często biorą górę nad często skłóconymi byłymi konkubentami czy małżonkami, którzy zaczynają często działać w sposób nieracjonalny, bądź nieproporcjonalny.
Dla rozjaśnienia sprawy posłużmy się przykładem. Pan Sebastian Prawy posiada wspólne dziecko z Panią Mariolą Lewą. Przed laty Pan Marian i Pani Mariola byli konkubinatem. 2 lata wcześniej rozstali się i każde zamieszkało w osobnym lokum. Kontakty z dzieckiem nie zostały ustalone sądownie, ale na mocy porozumienia stron syn stron przebywa stale u Pani Marioli, przy czym, jest na każdy weekend wydawany Panu Sebastianowi. Pan Sebastian zmienił niedawno pracę przez co pracuje w soboty. Chce wiec, by widzenia z dzieckiem odbywały się od niedzieli do poniedziałku. Pan Sebastian ma za złe Pani Marioli, że ta zakończyła ich długoletni związek. Postanawia więc uregulować sprawę na drodze sądowej, tak, by nie musiał widzieć się z Panią Mariolą.
W wyniku działań Pana Sebastiana Pani Mariola czuje się urażona. Wnosi więc do sądu pozew o alimenty oraz wniosek o ograniczenie władzy rodzicielskiej Pana Sebastiana oraz wniosek o ustalenie stałego miejsca pobytu dziecka przy niej. W ten sposób Pan Sebastian ze sprawy, którą można było załatwić podczas jednego spotkania, wywołał łańcuch wydarzeń, które będą toczyć się przez lata i kosztować nawet kilka tysięcy złotych.
Sprawy rodzinne są niezwykle delikatne. Strony często osobiście traktują wytoczenie przeciwko nim powództwa. Sytuacje, w których jedna strona pozywa drugą, a ta pozostaje bierna i nawet nie próbuje walczyć o swoje, są rzadkością. Zwykle po akcji następuje reakcja. Jeżeli jedna strona wytoczy sprawę, druga wytacza inną. Jeżeli jedna zwróci się o pomoc do prawnika, druga również udaje się do radcy czy adwokata.
Niewypłacalny pozwany
Uzyskanie pozytywnego wyniku sprawy to jedno. Zupełnie inną rzeczą jest odzyskanie zasądzonego roszczenia.
Wygranie sprawy nie powoduje, że jeszcze tego samego dnia pieniądze wpłyną na nasze konto. Niejednokrotnie dochodzenie roszczenia wymaga wieloletniej walki już po uzyskaniu tytułu wykonawczego. Niestety, częstokroć pieniędzy po prostu nie daje się odzyskać.
Jeżeli sprawa, z którą staramy się wystąpić, dotyczy osoby/firmy, znajdującej się w bardzo kiepskiej sytuacji finansowej, warto z wyprzedzeniem spróbować określić rzeczywisty stan finansów takiego przeciwnika procesowego. Cóż nam po wygranej, jeżeli przed nami pierwszeństwo ma 10 innych wierzycieli, a sam dłużnik nie posiada żadnego majątku i nie uzyskuje jakiegokolwiek dochodu.
Podsumowanie
Powyższe stanowią tylko garstkę przykładowych sytuacji, w których wystąpienie na drogę sądową mija się z celem. Nie jest to w żadnym razie katalog zamknięty, choć obawiam się, że chociażby wymienienie wszystkich okoliczności, które przemawiają za niecelowością wnoszenia sprawy sądowej zajęłoby jeszcze naprawdę sporo miejsca.
Kluczem, jaki powinniśmy stosować przy podejmowaniu decyzji o procesowaniu się, jest kryterium celu. Co chcemy osiągnąć poprzez wytoczenie danej sprawy? Czy jesteśmy w stanie to osiągnąć? Ile to potrwa? Ile będzie kosztować? Jakie może wywołać niepożądane konsekwencje?
Dopiero, gdy po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw dojdziemy do konkluzji, że gra jest warta świeczki, powinniśmy przystąpić do podjęcia dalszych działań.